Pasja opisywania Karla Huysmans'a

Na wspak Karl HuysmansNa moment przeniosę się do czasów szkolnych, a dokładnie czasów szkoły podstawowej i opisów tworzonych na lekcjach języka polskiego (nie było wtedy czegoś takiego, jak integracja przedmiotowa). Pamiętam, jak dziś, przynoszone do klasy jabłka i zadanie opisania go z wykorzystaniem słów wypisanych przez nauczycielkę na tablicy. Bardzo wtórna czynność, której efektem było 30 jednakowych (różniących się drobnostkami) opisów.

Kiedy czytam opisy tworzone przez Karla Huysmansa zaczynam żałować, że w szkole nie dawano go za wzór, mówiąc, że „Huysmans wielkim mistrzem opisywania był”, bo trzeba być prawdziwym mistrzem słowa, by stworzyć taki opis maszyny parowej:

„Jedna z nich, panna Crampton, cudowna blondyna o wyniosłym głosie, talii mocnej i smukłej zarazem, uwięzionej w jarzącym się miedzianym gorsecie, przeciągająca się miękko i nerwowo jak kotka, blondyna strojna i złocista, co trwoży swoją niezwykłą gracją, kiedy napinając stalowe muskuły, wydziela intensywniej pot ze swoich ciepłych boków, wprawia w ruch olbrzymią rozetę swego delikatnego koła…”

Karl Huysmans

 

Karl Huysmans (naprawdę Charles-Marie-Georges Huysmans) – holender piszący po francusku wywołujący swoją twórczością wiele skandalów i kojarzony z dekadentyzmem, a to za sprawą tzw. biblii dekadentyzmu – „Na wspak”.

„Bohater powieści, diuk Jan Floressas des Esseintes, znudzony życiem, przepychem i rozpustą, sprzedaje swoje dobra, zamieniając je na dożywotnią rentę i przeprowadza się do starego domu pod Paryżem. Tam zaczyna żyć na wspak – śpi dniem a wstaje nocą, kolekcjonuje ekstrawaganckie przedmioty a jego dekadenckie gusta i pogoń za niezwykłością doprowadzają do groteskowego finału…”

Jeśli do przedstawionej powyżej informacji o książce doda się jeszcze jedną o tym, że 2/3 „Na wspak” poświęcone jest opisom, od razu odstraszy się potencjalnych czytelników, ale jako, że nie taki jest mój zamiar, dopiszę – chociaż nie jestem zwolenniczką opisów („Nad Niemnem” wystarczająco skutecznie odstraszyło mnie od przydługich i nudnych rozważań na temat kolorów, zapachów, itp. i wywołało zbyt dużo wyrzutów sumienia za sprawą omijania pewnych fragmentów), opisy Karla Huysmansa pokochałam od razu. Pełne są obrazów, które same nawiedzają wyobraźnię i aż proszą się, żeby je widzieć. Opisy przepełnione kolorami, zapachami, smakami – czy ktoś twierdzi, że „Pachnidło” jest najlepsze – być może nie czytał jeszcze „Na wspak”.

Przypatrywał się pewnego dnia wschodniemu kobiercowi o mieniących się barwach, seledynowej żółtości i fiolecie śliwkowym, i tak, podążając wzrokiem za srebrzystymi błyskami, które przebiegały po wełnianej osnowie, pomyślał: byłoby dobrze umieścić na tym kobiercu coś, co poruszałoby się, coś o ciemnej tonacji, która zaostrzyłaby jeszcze żywość kolorów.”

Pełne estetyki opisy Huysmansa uczą patrzenia na świat, a może nie tyle patrzenia, co widzenia, odbierania bodźców, które docierają do nas z różnych stron, a jest tego sporo i wielką szkodą byłoby, gdybyśmy ich nie zauważali. Uwrażliwiają na kolory, zapachy, smaki, kształty i dźwięki.

Dyszał i pot rosił mu skronie, kiedy stanął przed domem, który wyróżniał się ogromnym szyldem z drzewa pomalowanego na czarno, gdzie nazwisko „Gatonax” rozpościerało się olbrzymimi szafranowymi literami – i dwiema oszklonymi szafkami, gdzie zęby z papierowej masy, starannie ustawione rzędem, tkwiły w szczękach z różowego wosku, połączonych mechanizmem z mosiężnych sprężynek; zdjął go straszliwy lęk, dreszcz ześliznął mu się po skórze, nastąpiło uspokojenie, tortura ustała, ząb ucichł.”

Po przeczytaniu „Na wspak” człowiek zaczyna widzieć, słyszeć i czuć znacznie więcej niż przed lekturą – nagle ulice miasta, po których się porusza mają swój zapach, przedmioty zadziwiają subtelnością, a stronice książki trzymanej w ręku zwracają uwagę kolorem pożółkłego papieru.

Bo i zresztą każdy gatunek alkoholu odpowiadał, zdaniem diuka Jana, jako smak, dźwiękowi danego instrumentu. Wytrawne curaçao na przykład – klarnetowi, którego śpiew jest kruchy i aksamitny; kümmel – obojowi, który wydaje brzmienia nosowe; mięta i anyżek – fletowi o głosie cukrowanym i pieprzowym, piskliwym i łagodnym zarazem; kirsch natomiast, aby uzupełnić orkiestrę, dźwięczy wściekłością trąby; dżin i whisky smagają podniebienie ostrymi odpryskami kornetów pistonowych i trombonów, wódka i marc wybuchają z ogłuszającym zgiełkiem puzonów, a w tymże czasie echem gromu odzywają się cymbały i bęben, kiedy w śluzówkę ust grzmoci z rozmachem rakija z Chios i pistacje!”