Okładka prawdę Ci powie?
Do dziś pamiętam dawną serię książeczek dla dzieci „Poczytaj mi mamo” z kolorową rybką, motylkiem, domkiem i serduszkami na tylnej okładce. Dokładnie pamiętam też różową okładkę „Pinokia”, delikatną obwolutę „Rogasia z Doliny Roztoki” i kolorystykę książki należącej do mojego brata „Zrób to sam” Adama Słodowego. Widocznie musiało być w nich coś urzekającego, co sprawiło, że powróciły wspomnienia, a książki wciąż mają miejsce w mojej pamięci.
Inna rzecz, że od zawsze zwracałam uwagę na okładki książek. Wystarczyło, że spojrzałam i już wiedziałam, czy książka będzie ciekawa, czy też nie. W podobny sposób wybierałam też lekturę z bibliotecznych regałów i księgarnianych półek (o ile udawałam się do nich z bliżej nieokreślonym celem wypożyczenia/zakupu). Podejrzewam, że nie tylko ja, w końcu po to wydawcy uczynili z okładki chwyt marketingowy, który ma przyciągnąć czytelnika, po to zatrudniają artystów grafików, którzy prześcigają się w pomysłach, czasem przewyższających samą treść książki (wciąż jednak, jak myślę, jest to rzadkość i tylko niektóre wydawnictwa mogą poszczycić się udanymi okładkami).
Pierwsze wrażenie bywa, bowiem często bardzo mylące, o czym przekonałam się nie raz. Intrygująca i oryginalna okładka wcale nie oznacza, że kryje się pod nią dobra treść. Ale to nic, bo wciąż jednak patrzę na książki z perspektywy człowieka żądnego sztuki na okładce, wyznającego zasadę „jak cię widzą, tak cię czytają” i trudno mi to przełamać.
Z drugiej strony pomyślmy sobie, o ile bardziej szary byłby świat, gdyby okładki książek tworzone były w ascezie obrazu i koloru, gdyby widniał na nich tylko sam napis z tytułem i nazwiskiem autora – chociaż czasem to służy całości bardziej i wydaje się być znacznie przyjemniejszym niż kiczowate pomieszanie kolorów.
„W czym tkwi oczywista siła okładki? Rzecz jasna w jej magnetyzmie, przyciągającym tego, który choć rąbek jej wyłowił na wystawie, półce czy w katalogu. Właśnie, bo okładka musi być tak dobrana i tak zaprojektowana (to naprawdę nie jest li tylko kwestia tego jednego obrazka, w grę wchodzą krój i rozmiar liter, ich rozmieszczenie etc.), aby dobrze się reprodukować. Po zmniejszeniu do rozmiarów znaczka pocztowego wciąż powinna prezentować się interesująco i intrygująco, a gdyby jeszcze zachowała te atrybuty przy reprodukcji pozbawionej kolorów, a jedynie w odcieniach szarości oznaczałoby to, że właśnie udało nam się posiąść Wielką Tajemnicę Dobrej Okładki (WTDO).”
Artur Długosz – Okładki
Jaka musi być okładka, by zachęciła do kupna, przeczytania? Na pewno musi intrygować. Ciężko określić, co koniecznie musi się na niej znaleźć, by zaintrygowała – czasem wystarczy sam artyzm okładki – jakiś niepowtarzalny motyw wzbudzający skojarzenia, budujący klimat, tajemnicę i angażujący wyobraźnię.
Bardzo ważny jest też układ grafiki i tekstu na okładce. Czasem, gdy patrzę jak nieumiejętnie komponuje się te dwie rzeczy, to myślę sobie, że niektórym ludziom bardzo brakuje poczucia estetyki, która niesie ze sobą swoistą elegancję i przejrzystość.
A czy Wy macie swoje ulubione okładki książek?