Mistrz krajobrazu z fjordów

Wiecie, co zawsze mnie zastanawia? Jak to się dzieje, że TEN jeden okrutnie utalentowany Norweg, Frits Thaulow – a żył przecież w XIX wieku – potrafił wprowadzać do swoich obrazów klimat, którego nawet najlepsze fotografie nie są w stanie oddać? Myślę, że miał jakąś tajemną moc. Może zaklinał te swoje pędzle podczas długich, norweskich nocy? A może po prostu jego spojrzenie na świat było tym tajnym składnikiem, który czynił jego sztukę tak wyjątkową? Nie wiem. Ale wiem, że jego praca jest imponująca. Był prawdziwym mistrzem krajobrazów.

Frits Thaulow zaczynał jako chemik, ale znudziło mu się mieszanie mikstur. Znalazł swój żywioł w malarstwie i przeniósł się do Francji. Może w Paryżu unosił się wtedy jakiś szczególny artystyczny pył, bo jego prace nie były już takie same. Tamto środowisko inspiracji było jak szczęśliwy los na loterii Monte Carlo dla jego kariery. Co ciekawe, Thaulow nie skupiał się tylko na Norwegii. Malował też we Francji! Takie detale to mała podróż przez krajobrazy Europy. Kto by pomyślał, że ten miły facet z Norwegii tak się rozkręci?

Wiecie, co najbardziej mnie kręci w jego dziełach? Chyba to, że potrafił oddać klimat tak prawdziwie. Jego rzeki wyglądają, jakby naprawdę w nich płynęła woda, a te zimowe pejzaże potrafią sprawić, że poczujesz się, jakbyś musiał założyć szalik. Może też macie takie wrażenie? Jeśli nie, to serio – musicie je zobaczyć na żywo.

Aneks do artystycznej kariery Thaulowa to fakt, że nie bawił się w sztuczne pozy. Jeśli malował w Norwegii, to nie udawał, że jest jesienią miło i ciepło, jak w Miami. Nic z tych rzeczy. Prawdziwe życie, pełne śniegu, mrozu i… jeszcze więcej śniegu. I czarował tym wszystkim.