Ines, pani mej duszy
Nie czytałam zbyt wielu tego typu książek, ale doskonale pamiętałam jak bardzo przypadły mi do gustu dzieje Robinsona Cruzoe. Wiedziona chęcią przeniesienia się w dalekie strony świata postanowiłam przeczytać o losach pierwszej w świecie kobiety, która wzięła udział w konkwiście Nowego Świata.
Wrażenie? Piorunujące, zwłaszcza, że po tak wielkiej objętościowo książce spodziewałam się nudnych opisów – nic z tego. Historia hiszpańskiej konkwistadorki – Ines Saurez, która wyruszyła w świat w poszukiwaniu swojego pierwszego męża, wciąga od samego początku. Czytelnik może na czas lektury zamienić się w powiernika posiwiałej od upływu czasu Ines i dowiedzieć się o rzeczach, o których nie mówiła nikomu – o uczuciach, pożądaniu, prawdziwej miłości, swoich stosunkach z mężczyznami, pragnieniach, zmartwieniach, sumieniu. Wszystko to Isabel Allende (autorka „Domu duchów”) wplata w wartką, pełną zwrotów akcji, opowieść o zmaganiach z przeciwnościami losu, żywiołem, naturą i tubylcami.
Ameryka Południowa z całą swoją ówczesną magią i tajemnicą kryjącą się w zaroślach dziewiczej przyrody cząstka po cząstce zostaje odkryta na oczach czytelnika, a wraz z nią kobieca dusza.
Nie wiem, jak jest w Waszym przypadku, ale ja uwielbiam czytać o rzeczach niezwykłych – podszytych jakimś magicznym klimatem, który sprawia, że cała angażuję się w akcję książki. „Ines, pani mej duszy” należy, bowiem do powieści prawie idealnych – doskonały sprawny (niezanudzający) język opowiadacza, bardzo dobra, ciekawa fabuła, barwni bohaterowie, zaskakujące zwroty akcji. Tak się powinno pisać książki!