Życie w szklanej kuli
Na całym świecie w sklepach z zabawkami i upominkami kupić można różne figurki (Świętego Mikołaja, żołnierzyków, lalek, pajacyków) zamknięte w szklanych kulach i otoczone wodą. Nigdy nie zastanawiałam się kto tworzy tego typu rzeczy, a już na pewno nie myślałam nigdy o pomysłodawcach do wnętrz takich kul, jak o artystach. Aż do dziś, kiedy to natrafiłam na twórczość Waltera Martina i Palomy Muñoz.
Dwójka artystów – rzeźbiarzy, wielokrotnie przedstawiających na wystawach swoje instalacje artystyczne i galerie, pewnego razu postanowiła zamknąć w szklanym abstrakcyjnym świecie życie ze snów – nie do końca więc realne, często tragiczne i niczym z koszmarów.
Bo jak nazwać sytuację małych ludzików zamkniętych w śnieżnej kuli, którzy tańczą wśród grobów albo dwójki ludzi związanych ze sobą łańcuchem samotności – samotnych razem.
Wszystko utrzymane w lodowatej stylistyce i zimowym krajobrazie, pod którym kryją się chłodne relacje między ludźmi, między ludźmi, a przyrodą. Artyści twierdzą, że ich globusy tworzone były jako rodzaj terapii dla ludzi „uwięzionych”. Człowiek ma patrzeć na śnieżny glob i ma wyzbyć się lęków, które dotykają mieszkańców szklanej kuli. To forma nazywania uczuć, która niczym bajka pozwala zdystansować się do świata.
Napisałam we wstępie, że szklane globusy z figurkami w środku kupić można w sklepach z zabawkami, wrzucając do jednego worka prace Waltera Martina i Palomy Muñoz ze zwykłymi, często tandetnymi snow globami. Tymczasem różnica między jednymi i drugimi jest kolosalna – Walter i Paloma tworzą sztukę i tworzą „po coś”, fabryczne maszyny – tylko zabawki dla pieniędzy.
…czuję te szklane kule o dziwo „całą” sobą jak nigdy przedtem i jak nigdy tak intensywnie i tak mocno, żyje w tej kuli, chyba od urodzenia,odkryłam to tak niedawno, jestem w procesie odkrywania tego wciąż, a nawet mam wrażenie że ciągle od nowa i od nowa… męczy mnie to życie w zamknięciu, przeżywam wszystko co do przeżycia…ale w sobie, swoim świecie, nie łapie go tu i teraz, nie odbieram wszystkimi zmysłami, odbieram ten świat zza szklanej kuli…i tak Wam zazdroszczę, próbuję rozbić tą chyba coraz cieńszą ścianę i nie potrafię, tak bardzo chcę czuć i przeżywać wszystko 'na wierzchu’, całą sobą, to jest emocjonalne kalectwo, tylko że od urodzenia, więc nie znam tej drugiej strony, nie straciłam tego w trakcie, nie mam porównania, więc pewnie powicie że mniej boli, owszem, ale widzę, obserwuję jestem mistrzynią obserwacji (nie siebie, a innych niestety) i co miłe 'widzę’ można żyć inaczej tu i teraz,żyć z pasją całym sobą- tak bardzo chcę tak żyć/ wierzę że zostało mi tak niewiele do zburzenia tej ściany