Trójwymiaru wspomnień czar

Moja piękna pani raz zobaczona… na pocztówce i mrugająca do mnie okiem – ach to były czasy – nie tylko pani mrugała, ale i pies biegł, kwiaty kwitły, zmieniały się pory roku, krajobrazy i wszystko to na jednej małej pocztówce. Pamiętacie? Albo okładki zeszytów z instrukcją, by patrzeć na jeden punkt, żeby po chwili ujrzeć trójwymiarową scenkę. Inaczej obraz przedstawiał bliżej nieokreślone plamy kolorów.

Swego czasu tego typu rzeczy i zjawiska były zupełną nowością, która bawiła i zaskakiwała. Dziś to po prostu zwykłe 3D, które nikogo już nie dziwi – nie tylko na pocztówce, jako wstawka na długopisie, obraz usg, czy filmowa historia z głębią trójwymiaru. A przecież ktoś kiedyś musiał wpaść na pomysł dodania głębi płaskim obrazom. Na przykład taki niemiecki fizyk Carl Pulfrich, który zaobserwował i w 1922 roku opisał pewną specyfikę działania ludzkiego mózgu. Mózg nieco wolniej reaguje na pobudzenie ciemniejszym obrazem, niż jaśniejszym i jeśli jedno oko będzie patrzyło na obraz przez ciemniejszy filtr, a tym samym obraz będzie przekazany do mózgu  z pewnym opóźnieniem, to na pewno mózg ulegnie wrażeniu głębi i ulega na każdym jednym trójwymiarowym filmie. Stąd konieczne są trójwymiarowe okulary, które umożliwiają oglądanie obrazu stereograficznego.

Aby obejrzeć efekt anaglifów (czyli dwukolorowych obrazów jednego przedmiotu) również potrzebne są specjalne dwukolorowe okulary wyposażone w niebieskie (lub zielone) i czerwone szkła. Dzięki temu każde oko widzi obraz przeznaczony dla niego, łącząc w efekcie wrażenie w jeden trójwymiarowy obraz.

Bardzo podobny efekt wykorzystywany jest przed producentów zeszytów z trójwymiarowymi okładkami. Na okładkę nakładane są dwie tzw. stereopary, czyli dwa obrazy umieszczone obok siebie – jeden dla prawego oka i jeden dla lewego. Aby obejrzeć  jeden obraz (3D) można skorzystać ze specjalnych narzędzi (np. stereoskop soczewkowy, albo okulary polaryzacyjne), albo wykorzystać swój własny stereoskop, jakim jest swobogląd (krzyżogląd lub prostogląd) – umiejętny sposób patrzenia na obraz (po zapozniau się ze sposobami „stereoskopowania” szczerze zachęcam do sprawdzenia swoich umiejętności – np. na poniższych zdjęciach – niech stanie się jedność!).

Inaczej rzecz się ma z trójwymiarowymi pocztówkami, obraz 3D możliwy jest tu bowiem bez żadnych przyrządów optycznych, a to za sprawą metody soczewkowej. Pocztówki drukowane są na specjalnej folii wytłoczonej w rzędy miniaturowych soczewek, co powoduje, że obrazy np. poruszają się, migają, albo sprawiają wrażenie, że za chwilę się o nie zawadzi.

Niesamowite i pomyśleć, że wkrótce dotrą do nas telewizory LCD, w których będziemy mogli oglądać filmy 3D ot tak sobie  – z prawdziwą magią trzeciego wymiaru, zapominając o pani mrugającej kiedyś do nas z pocztówki.