To media kreują gusta słuchaczy

Z wokalistką Marceliną Stoszek rozmawia Magda Buraczewska

Marcelina Stoszek– Nie wiem czy przypadkiem nie będzie to niewłaściwe powitanie, ale mimo wszystko go użyję, sprawdzając jednocześnie Twoją tolerancję i reakcję na własny pseudonim artystyczny – witaj Mariijo.

– He he, niektórzy mówią mariiju mariijko. Bardzo miłe to jest. To mój „przydomek” więc można go jak najbardziej odmieniać, tak jak imię, a czy jest to poprawne to trzeba byłoby spytać już pana Miodka.

– No właśnie, a skąd on się wziął („przydomek”), bo budzi mocne skojarzenia z bohaterką telenoweli brazylijskiej, niektórych może nawet odstraszać?

– To chyba zaczęło się tak, że kiedyś w wakacje pojechałam na warsztaty jazzowe i muzycy śmieli się, że do mojego południowego typu urody pasuje bardziej egzotyczne w wymowie imię, bardziej marija niż Marcelina. Wiele muzyków na tych warsztatach było ze Stanów i dla nich mariija była o wiele prostsze do wymówienia niż Marcelina. No i tak zostało w środowisku muzycznym.

A jak przyszło do wymyślenia nazwy zespołu, to w końcu stwierdziliśmy – po co wymyślać skoro już jest pseudonim, który ma jakąś, durną bo durną, ale jednak swoją małą, dla niektórych odstraszającą, historię.

– Studiujesz na Wydziale Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach, kiedy i jak zrodził się pomysł na taki właśnie typ studiów i muzyczną drogę życia?

– Na początku myślałam ze będę lekarzem jak moja mama i chyba reszta rodziny też tak myślała…ale gdy byłam już w liceum na profilu biologiczno- chemicznym i zaczęłam już troszkę koncertować, jeździć na warsztaty i chodzić na zajęcia do szkół muzycznych jakoś tak zaniedbałam te ścisłe sprawy, a medycyna jest bardzo wymagająca. Tak jak muzyka. Trudno byłoby to połączyć. Trzeba było coś wybrać i ja wybrałam pasję i coś co lubię, a nie coś, co byłoby rozsądne.

– Czym jest dla Ciebie możliwość śpiewania?

– Spełnianiem się , rozrywką, relaksem, przyjemnością, wyzwaniem…

– Czy wzięcie udziału w programie telewizyjnym Nowa generacja wyszło z Twojej inicjatywy?

– Dostaliśmy zaproszenie do tego programu i postanowiliśmy spróbować ponieważ przekonał nas zamysł programu, który promuje cały zespół, a nie tylko wokalistów, a także możliwość zaprezentowania własnych utworów. To duża szansa pokazania się szerszej publiczności z tym co robimy na co dzień i pokazania mniej popularnych w Polsce stylów muzycznych. W końcu to nowa generacja.

– Wraz z zespołem doszliście bardzo wysoko, „pokonaliście” wiele zespołów, ale koniec końców się nie udało. Jak przyjęłaś tę wiadomość?

– Naszym celem było pokazanie się z jak najlepszej strony i myślę, że to nam się to udało. Byliśmy bardzo wyluzowani w kwestii „wygrać, przegrać” ponieważ gramy już troszkę ze sobą i program miał nam pomóc w promocji, a nie przesądzać o dalszej karierze. Cieszymy się że udało się nam być w programie tak długo.

– Załóżmy teraz inny dużo pomyślniejszy bieg wydarzeń – Mariija zwycięża Nową generację. Jaka byłaby Wasza płyta, którą nagralibyście w ramach nagrody?

– Nasza płyta oczywiście byłaby soulowa, bardzo oldschoolowa, chciałabym tez żeby brzmiała troszkę akustycznie.

– Jeden z jurorów w którymś odcinku programu próbował przekonać Cię, że soul nie jest dobrym rodzajem muzyki, jeśli chodzi o polskich słuchaczy, że osiągnięcie popularności, śpiewając soul jest niesamowicie trudne. Jakie jest Twoje zdanie?

– W programie był zespół, który grał „kalifornijskiego punk rocka” i to nikogo nie dziwiło. Skoro w Polsce może być kalifornijski punk rock, to nie rozumiem dlaczego nie może być muzyki soul. Moje zdanie jest takie, że to media kreują gusta słuchaczy i skoro media ograniczają dostęp do jakiegoś stylu muzycznego, to oczywiste jest że ograniczają też ilość ludzi, którzy tego stylu chcieliby słuchać i być może zostać jego fanami. We Wrocławiu jest radio promujące muzykę niszową i jest bardzo popularne. Tam na nasze koncerty i w ogóle na koncerty muzyki soulowej, trip hopowej i innej niszowej przychodzi nie tylko młodzież ale też starsi ludzie, którzy po prostu słuchają tego we wrocławskim radiu, są już przyzwyczajeni do tej muzyki i po prostu ją lubią i traktują jak coś normalnego. Więc da się.

– Przygotuj się teraz na serię pt. „kilka pytań do…” Czym zajmowałabyś się, gdyby nie muzyka?

– Pewnie byłabym tym lekarzem;) ale codziennie przychodzi mi do głowy coś innego.

– Co inspiruje Mariiję do pisania tekstów piosenek?

– Piszę muzykę, nie piszę tekstów, podaję tylko pomysł i temat jaki chcę poruszyć w danej piosence, często tez wymyślam refren, ale na więcej mnie nie stać. Mam w głowie to, o czym chciałabym śpiewać, ale niestety nie umiem ubrać tego w słowa, tak by nie brzmiało to trywialnie, prostacko i zbyt dosłownie. Całe szczęście mam przyjemność pracować z Natalią Grosiak – wokalistką zespołu „Mikromusic” i „Digit all love” (i jeszcze jakieś inne dziwne rosyjskie i nawet hiszpańskie projekty), z którą świetnie się rozumiemy w tych kwestiach. Czasem mam wrażenie, że siedzi mi w głowie;) Pisze piękne teksty i potrafi wczuć się w moją stylistykę choć na co dzień śpiewa i pisze teksty do piosenek w całkiem innym klimacie. Czasem razem siedzimy i wymyślamy słowa, bo ja bardzo często wymyślam sobie frazy, które są tematem przewodnim w piosence, tak jak np. w utworze który prezentowaliśmy w programie „come to mamma”. Wtedy takiej frazy nie dam za nic zmienić i trzeba do niej coś wymyślać. Jestem taką despotką trochę. A jeśli chodzi o moje inspiracje to oczywiście normalne życie. Zero patosu;) no i poczucie humoru. Przynajmniej na razie.

– Co sądzisz o polskiej scenie muzycznej?

– Nie mnie to oceniać.

– Jakich wykonawców muzycznych cenisz najbardziej i za co?

– Moją idolką jest Erykah Badu, którą cenię za bezkompromisowość, charyzmę, groove, brzmienie… jest moim guru. Oczywiście Jill Scott za świetny warsztat i brzmienie, Indie Arie za klimat, barwę głosu, ciepło, magię i wielkie serce, Musiq za feeling i …brzmienie i D’angelo za wszystko. Ale oczywiście nie mogę tez nie wymienić Princa, Elli Fitzgerald, Boba Dylana i mojego ukochanego Toma Waits’a za to, że towarzyszy mi zawsze i wszędzie i dzięki niemu mam dobry humor. Nie mogę go klasyfikować.. po prostu smutno by mi się żyło, nie słuchając go.

– Czy całe swoje życie chciałabyś poświęcić muzyce, czy masz może inne ważniejsze priorytety?

– Najważniejsze jest dla mnie poczucie, że się spełniam. Na razie to spełnienie daje mi muzyka. Wtedy nie marudzę i po prostu dobrze się ze sobą czuję.

– Co robi Marija, kiedy nie śpiewa i nie studiuje?

– Jeżdżę na nartach, rolkach, pływam… lubię robić zdjęcia, uwielbiam podróżować, robić zakupy, spotykać się z moimi nielicznymi przyjaciółmi, oglądać filmy, mam masę filmów, które mogłabym oglądać kilka razy na dzień, gdyby był na to czas np. „Amelia”, „Coffe and cigarettes” z Tomem Waits’em. Lubię też zmieniać coś w moim mieszkaniu, oglądać zdjęcia i oczywiście kolekcjonować misie. Szczególnie stare i smutne misie.

– Zdradzisz nam na koniec swoje muzyczne i życiowe marzenia?

– Marzę o tym, żeby coraz lepiej śpiewać i nagrać płytę, która brzmiałaby tak jak słyszę to w mojej głowie. Marzy mi się tez wielka podróż – każdy dzień w innym miejscu. Najlepiej jakimś dużym busem, żeby można było w nim spać w nocy i niczym się nie przejmować.

– W takim razie niech Twoje marzenia spełnią się jak najszybciej…w końcu będzie to z korzyścią dla Twoich fanów.