Tektonika uczuć
Patrzyłam na okładkę tej książki wiele razy i za każdym razem widziałam po prostu czerwone serce – symbol miłości, do tego tytuł „Tektonika uczuć” – pomyślałam – będzie o miłości słowami mądrego pisarza Erica-Emmanuela Schmitt’a. Dopiero kiedy przeczytałam ostatnią stronę książki raz jeszcze zerknęłam na serce. Serce okazało się być wykonane z zapałek zakończonych czerwoną siarką.
Bardzo wymowne. Prawda? Sama książka w zasadzie też i chociaż traktuje o miłości nie jest sentymentalną opowieścią – nawet jeśli mamy do czynienia z historią niczym z telenoweli. Jest zakochana, zakochany i podkochująca się. Eric-Emmanuel Schmitt dodaje do tego, niezbyt oryginalnego wątku, psychologię, manipulując uczuciami bohaterów.
Zakochana za radą swojej matki postanawia wystawić na próbę miłość zakochanego. Ten wierząc w w szczerość słów zakochanej, że czas się rozstać wchodzi w grę i podejmuje rolę popierającego decyzję zakochanej. Żeby nie było nudno do gry dołącza dziewczyna (prostytutka z przymusu), której zadaniem jest…no właśnie – tego nie będę już zdradzać.
Koniec końców niewinna gra pełna intryg, podtekstów i manipulacji przeradza się w tragedię miłosną, na podstawie której wyciągnąć można wniosek, że uczuciami nie można żonglować i bawić się bezkarnie, a od miłości do nienawiści tylko jeden krok. Taka tektonika uczuć zakładająca wędrówkę (przysuwanie, odsuwanie) „płyt uczuciowych”.
Książka utrzymana jest w klimacie rozgrywającego się na scenie spektaklu, a wspomagają go: tekst poboczny, podział na role i rytm dialogów. Lektura pozwala więc poczuć się jak na przedstawieniu teatralnym.
„Tektonika uczuć” w niczym co prawda nie przypomina „Oskara i Pani Róży” (brak głębokich dialogów i mądrego przesłania), ale czyta się ją bardzo przyjemnie i szybko. Mi zajęło to zaledwie godzinę, co świadczy o tym, że wciąga bez reszty.