Sztuka stwarzająca wrażenie nocy

nocRobert Henri (amerykański malarz) stwierdził kiedyś, że sztuka niska nazywa rzeczy, mówiąc np. że jest noc, a sztuka wysoka stwarza wrażenie nocy. Co jest bardziej wartościowe? Nie wiem kto i kiedy wprowadził rozgraniczenie sztuki na niską i wysoką, ale podział się przyjął. Zastanawiam się jednak czy jest potrzebny.

Żeby to ocenić należałoby najpierw pomyśleć nad  powszechnie obowiązującym pojęciem sztuki wysokiej i pojęciem sztuki niskiej, a to raczej do najprostszych nie należy, bo i jasnych pojęć brak, granica między nimi zatarta i ich względność jest zbyt duża (czasem mam wrażenie, że to ludzie kultury i o mocy opiniotwórczej decydują o tym, czy sztuka jest wysoką, czy niską). A może sztuka wysoka jest wtedy, kiedy już do niej nie dosięgamy, a niska jest zdecydowanie za nisko, by się do niej schylić?

Sami z pewnością używamy tych pojęć, ale  gdyby ktoś spytał nas o to, czym jest sztuka wysoka, pewnie odpowiedzielibyśmy dając przykłady i mgliście definiując. W takim razie może sensowniejszym będzie znalezienie cech, które powinna posiadać sztuka wysoka, by móc ją tak nazywać.

Sztuka wysoka – jaka jest?

Na pewno posługuje się specyficznym i trudnym językiem, wymaga od odbiorcy zaangażowania i pewnej wiedzy, która wspomaga zrozumienie dzieła.  Sztuka wysoka musi być wartościowa i nieść ze sobą jakieś przesłanie (pytanie tylko co dla kogo jest wartościowe) wykraczające poza zwykły McDonaldowski konsumpcjonizm nastawiony na wszystko, co szybkie, łatwe i przyjemne. Nad sztuką wysoką trzeba się zatrzymać,  pochylić – nie można przelecieć wzrokiem, nie można popatrzeć, poczytać, posłuchać – wymaga, by patrzeć, czytać i słuchać aż dotrze się do jej istoty i zrozumie czemu służy – bo przecież nie taniej zabawie. No i wreszcie moc sztuki wysokiej – ją się tworzy, kreuje, wymyśla, a zarazem ona tworzy i ożywia – nie naśladuje, nie kopiuje, nie stwierdza istnienia. Tu doskonale wplasowują się słowa Roberta Henri’ego – sztuka niska oznajmia odbiorcom, że jest noc, wysoka – stwarza jej wrażenie, pozwala ją poczuć i zobaczyć.

Out

Odrzucamy więc na wstępie wszystko, co popkulturowe  i jarmarczne – i co nazwać można twórczością a la Doda (bez dwóch zdań), filmy tworzone na wzór amerykańskiego kina,  książki pisane prawie, że na kolanie – tylko i wyłącznie dla szybkiego zysku, programy telewizyjne, które najlepiej nadawałyby się do oglądania przy prasowaniu, itp.  Jeśli miałabym zakwalifikować tego rodzaju twórczość do któregoś z rodzajów sztuki, to z pewnością do sztuki niskiej. Nie zauważam, bowiem w wyżej wymienionych, żadnej z cech sztuki wysokiej.

Nie chcę przez to w żaden sposób wartościować różnych odmian twórczości, ani ludzi którzy z nich korzystają. Czy filmy amerykańskie, na których producenci zbijają wielkie pieniądze są gorsze od filmów Bergmana? To już kwestia gustu i upodobań. Możemy jednak spokojnie stwierdzić, że te drugie mają wiele wspólnego ze sztuką wysoką.

Bez podziałów

Ale czy dzielenie sztuki ma w ogóle jakikolwiek sens –  czy nie lepiej stwierdzić, że sztuka albo jest, albo jej nie ma?  Albo ktoś tworzy ambitne dzieła dla wymagających odbiorców, jednocześnie wymagając dużej pracy od siebie, albo nie, bo wybiera inną, prostszą drogę, dając odbiorcy zabawę, bezproblemowe zrozumienie i zwalniając z myślenia. Nie sztuką jest stworzyć piosenkę do nucenia na jedną nutę z już istniejącymi, bo podejrzewam, że każdy z nas mógłby to zrobić, sztuką jest stworzyć piosenkę inną, z przekazem i do odkrywania.

A co Wy na to?