Życie Pi

Nigdy nie zrobiłam aż tylu kilometrów w poszukiwaniu jakiejś książki. Zawsze udawało mi się wypożyczyć pożądaną lekturę w bibliotece, ale nie w przypadku tej książki. Co tydzień wypytywałam panią bibliotekarkę, czy książka została już zwrócona. Za każdym razem słyszałam odpowiedź – zaraz sprawdzę, ale wydaje mi się, że wszystkie egzemplarze są jeszcze w wypożyczeniu i rzeczywiście tak było, a moja cierpliwość malała, zwłaszcza, że w głowie pozostał fragment recenzji – książka, która zmienia życie, a obok niej intrygujący cytat:

Pierwszą moją reakcją było niedowierzanie. Co takiego? Cała ludzkość grzeszy, a Syn Boży płaci za to własnym życiem? Próbowałem sobie wyobrazić ojca, jak mówi do mnie: „Piscine, lew wślizgnął się do zagrody lam i zabił dwie sztuki. Inny zabił wczoraj garnę. W zeszłym tygodniu dwa lwy zjadły wielbłąda. Tydzień wcześniej – kilka bocianów i czapli. I kto nie zaręczy, że nie pożarły naszego aguti? Tego dłużej nie można tolerować. Coś należy zrobić. Pomyślałem, że jedynym sposobem, by lwy mogły odpokutować swoje grzechy, jest rzucenie im ciebie na pożarcie”
– Tak jest, tato, to słuszna i logiczna decyzja. Muszę się tylko umyć.
– Alleluja, synu.
– Alleluja, ojcze.
(…) Nie mogłem sobie wyobrazić Kriszny zgadzającego się na to, by go odarli z szat, oćwiczyli, żeby z niego szydzili, wlekli go ulicami, i wreszcie na końcu, jakby tego wszystkiego było mało, ukrzyżowali. I to w dodatku zwykli ludzie…

Aż któregoś dnia udało mi się wypożyczyć „Życie Pi”, bo o tej niezwykłej książce mowa,  nie z biblioteki, a od koleżanki. Kilka miesięcy później w moje ręce trafiło nowe wydanie – pięknie ilustrowane i z nową okładką. Nagrodzoną, w 2002 roku Nagrodą Bookera, książkę napisał Yann Martell – kanadyjski pisarz i podróżnik, a w Polsce wydało wydawnictwo „Znak”.

„Życie Pi” to opowieść o bardzo religijnym Hindusie (wyznawca chrześcijaństwa, buddyzmu, hinduizmu, islamu)  – Piscine Molitor Patelu (Pi), synu dyrektora ogrodu zoologicznego. Podczas oceanicznego transportu zwierząt z Indii do Ameryki ma miejsce katastrofa, z której cało wychodzą jedynie: szesnastoletni Pi, hiena, zebra, orangutan i bardzo niebezpieczny tygrys bengalski (Richard Parker) – a może to tylko wybujała wyobraźnia Pi, która uruchomiła się podczas tragicznego zdarzenia zamieniła ludzi w zwierzęta?

Przez 227 dni bezcelowego rejsu po Pacyfiku skazani są na swoje towarzystwo (przynajmniej do momentu,  w którym nie zadziała „prawo silniejszego” i naturalnej selekcji), a młody Pi walczy ze swoim strachem, myślami, wiarą, nadzieją…walka toczy o się życie, a przetrwać bez potrzebnej żywności, sprzętu, bezpieczeństwa i ze świadomością, że zginęli wszyscy nasi bliscy (matka, ojciec, przyjaciele) na Oceanie Spokojnym nie jest łatwo, chyba że temu wszystkiemu towarzysza jeszcze wiara w Siłę Wyższą.

Śmierć nadaje jakąś logikę twoim emocjom, czy rozmyślasz o niej w chwili, kiedy jesteś bezpieczny i nic się nie dzieje, czy też w momencie, gdy uciekasz jej spod kosy i twoje cenne życie wisi na włosku

Wydawać mogłoby się, że opisanie takiej fikcyjnej rzeczywistości, z którą przychodzi się zmierzyć Piscinowi nie może się udać bez zmęczenia i zanudzenia czytelnika. Chłopiec i groźny tygrys dryfują na szalupie ratunkowej przez 227 dni. O czym tu pisać? Yann Martel znalazł sposób, bo do wydarzeń dziejących się na Pacyfiku wplótł mocno naturalistyczne obrazy, pełne emocji (strachu, zwątpienia, głodu, pragnienia) opisy i pełne poetyki słowa, bo piorun przecinający taflę wody to niezwykłe zjawisko – czy leży się na łóżku w domu, czy też płynie z resztkami nadziei w poszukiwaniu lądu.

Śledząc losy chłopca czytelnik może z wielką łatwością wczuć się w jego sytuację i nagle stanąć oko w oko z wielkim i głodnym drapieżnikiem, ale że żądza życia i instynkt samozachowawczy są niezwykle silne, dojść do wniosku, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.

W życiu jest ważne to, żeby wszystko było właściwie zwieńczone. Inaczej człowiek zostaje ze słowami, które powinien był wypowiedzieć, ale nie wypowiedział, i z sercem przepełnionym żalem. To spartaczone pożegnanie boli (…).

Mimo tragicznych wydarzeń, które poznajemy w drugiej części książki (pierwsza opowiada o dzieciństwie Piscina, jego zachwytach nad religiami i zarysowuje dorosłe lata życia Pi) „Życie Pi” pełne jest optymizmu, a to za sprawą radosnego i niezwykle porywającego stylu pisania Yanna Martela.

Szukasz okruchów szczęścia tam, gdzie to tylko możliwe. Dochodzisz do takiego punktu, kiedy jesteś na samym dnie piekła, a jednak stoisz z założonymi rękami i uśmiechem na twarzy i czujesz, że jesteś największym szczęściarzem na świecie. Dlaczego? Bo u twoich stóp leży maleńka martwa rybka.

Jeśli macie ochotę przeczytać o życiowych cudach i cudzie życia, polecam „Życie Pi”. Może książka niekoniecznie zmienia życie, ale pozwala spojrzeć na nie z innej – bardzo ciekawej – perspektywy.