Powitania i pożegnania

Powitania i pożegnania

Poetę Tomasza Jastruna kojarzyłam do tej pory ze zdjęciem umieszczonym w „Zwierciadle” przy felietonach z serii „Czułym okiem”. Kilka razy odwiedziłam też jego stronę internetową w poszukiwaniu wierszy i już wtedy uznałam tego poetę, prozaika, eseistę i krytyka literackiego za człowieka znającego się na „rzeczy” i mającego „coś” do powiedzenia. A od chwili, w której przeczytałam „Powitania i pożegnania” (wydawnictwo ISKRY, 2007) Tomasz Jastrun kojarzyć mi się będzie z  dojrzałością, wyważonymi słowami, subtelnością, czułością, specyficzną erotyką i mądrymi przemyśleniami.

Tytuł tomiku, jak i jego okładka („Maria Magdalena” – Georges de La Tour) przedstawiająca  wpatrzoną w płomień świecy kobietę z czaszką na kolanach, nie są przypadkowe. Są zapowiedzią szczerych, intymnych i przejmujących słów, bo tylko takie są w stanie oddać radość powitań, narodzin i życia, wielki smutek z pożegnań na zawsze, ciemną pustkę i żal z przemijania, starzenia się.

Mimo tak trudnych tematów, jakie podejmuje autor i jego tomik nie zostajemy zasypani ogromem smutku i niewyczerpanego tragizmu. Owszem wiersze uświadamiają nam, dobrze znaną wszystkim prawdę, że gdzieś ktoś się rodzi – zdarza się tak, że 56-letniemu mężczyźnie (Jastrun kilkukrotnie wspomina o swoim wieku) rodzi się dziecko – a gdzieś ktoś umiera (może Ala, oprócz kota, ma także raka i rak zje Alę), że panta rei, że nic nie będzie wiecznie trwać.

Jest jednak w tej prawdzie jakaś łagodna i uspokajająca myśl, że to normalne – nie próbuj myśleć / o Zmarłych / Nie po to umarli. Poeta godzi się z takim stanem. Próbuje pojednać życie z czasem, nadać sens, a jednocześnie zadaje pytanie co dalej, co po człowieku pozostanie. Autor wydaje się w tym taki ludzki, gdy bezradnie rozkłada ręce i po prostu nie wie, nie rozumie.

Sama bywam poetką i wiem, jak trudno czasem nazwać bolesne stany (zwłaszcza jeśli chce się to zrobić prosto, jak najprościej) i nie dlatego, że brak właściwych słów, ale przez wzgląd na własne myśli i unikanie rozdrapywania „bolących miejsc”. Dlatego tym bardziej doceniam szczerość intymnych wyznań Jastruna o pożegnaniach i rozstaniach, gdy we wspomnieniach piękne chwile, pocałunki, obok biega roześmiane dziecko, a u samego siebie czas nieodwracalnie wykuwa rysy na twarzy – żyje się.

Piękny jest to tomik, piękne są w nich słowa – proste, ale piękne i dojrzałe. Bez zbędnych stwierdzeń, bez upiększania, bez patosu – życiowe.