Ostrygojady

Przeczytałam kilka dni temu książkę, która doskonale odnalazła się w moim guście, bo uwielbiam wprost książki poetyckie. Ta jest poetycka do kwadratu, a dodatkowo każde czytane w niej słowo ma swój sens – pokazuje i doskonale nazywa świat. Wielokrotnie złapałam się na tym, że czasem patrzę na niego dokładnie tak samo, jak główna bohaterka Moira z „Ostrygojadów” Susan Fletcher.

Dwie siostry – Amy i Moira spotykają się prawie codziennie na wieczornych rozmowach (kiedyś to nie było możliwe, nienawiść była zbyt duża) na szpitalnym łóżko. Amy po upadku z klifu zapadła w śpiączkę. Moira, która ponad wszytko na świecie ukochała morze i walijskie wybrzeże nie może tego zrozumieć. Zresztą wielu innych rzeczy też nie. Po tym, jak Amy trafiła do szpitala, Moira wciąż zadręcza się myślami, że to wszystko jej wina, że to jej okropności, które wyrządzała, jako mała dziewczynka doprowadziły Amy do nie-myślenia, nie-patrzenia, do nie-życia.

Jakie okropności? O nich cały czas opowiada siostrze. Opisuje jej swoje zachwyty morskim piachem i mewami, złe chwile, które spędziła, jako dziecko  w szkole z internatem, swoje emocje i uczucia, gdy Amy przyszła na świat i wszyscy się nią zachwycali. Jednym słowem spowiada się swojej młodszej siostrze z całego życia – bardzo egoistycznych zachowań, raniących odtrąceń małej bezbronnej Amy i rodziców, prawie autystycznych, a już na pewno chłodnych, relacji z ludźmi- jest na to czas. Jest też dobra cisza, która wszystkiego wysłucha. Choć fizyczne relacje pomiędzy siostrami przestały już prawie istnieć, więź duchowa staje się nierozerwalna – trochę późno, ale…może uda się zbudzić ze snu.

Cała historia została ujęta w dość ciekawy sposób. O wypadku Amy dowiadujemy się już na samym początku, potem widzimy szpital i wszystko to przeplecione opowieściami z przeszłości. Pięknie snute opowieści, mocno rozciągnięte w czasie, niekiedy męcząco melancholijne i apatyczne, ale dzięki temu też książka ma swój klimat.

Nie wiem jaką kobietą jest Susan Fletcher, ale z pewnością nie brakuje jej wrażliwości na świat i na to, co dla wielui ludzi prawie niedostrzegalne, skoro w tak obrazowy sposób potrafiła ująć prawie każdy element opisu. Do tego zwięzłe i bardzo trafne metafory i płynność pisarska. „Ostrygojady” warto przeczytać.