O zbyt głośnej samotności Hrabala

Hrabal

Zapewne tylko nieliczni nie znają tej czeskiej „strony kultury”, bo ci którzy znają na pewno cenią i dzięki niej bardziej lubią Czechy – te z własną historią, opowieściami, kotami, karmieniem gołębi i wreszcie z samym Bohumilem Hrabalem.

Przyszedł na świat w 1914 roku, a jego życiorys za sprawą zatrudnienia w ubezpieczeniach, uzyskanego tytułu doktora praw oraz niepowodzeń miłosnych w pewnym momencie zaczął przypominać biografię Franza Kafki. Był (do 3 lutego 1997 roku) jednym z najbardziej ludzkich pisarzy. Jego życie przeplecione było chwilami zbyt dużej lecz bardzo potrzebnej samotności,

„Nie pragnę niczego więcej, tylko być sam. Muszę być sam, muszę tę swoją samotność wywalczyć z sobą samym”

Hrabal – „Kim jestem”

oczekiwanej bliskości, przesiadywaniem w knajpach, snuciem opowieści przy piwie, karmieniem ukochanych kotów i przede wszystkim myśleniem i melancholią, których efektem było pisanie, jako sposób na wyleczenie się z zadumy.

„Kiedy do leśnych samotni zawita jesień i zima, kiedy słońce nie pokaże się nawet na próbę, nawet w celach reklamowych, kiedy o wpół do ósmej rano jest jeszcze ciemno, a piętnaście po czwartej po południu już się ściemnia, wtedy melancholia ogarnia leśne samotnie, a mokra ziemia nie ma już liści i nadziei.”

Hrabal – „Święto przebiśniegu”

A pisał Hrabal rzeczywiście sporo, a pisanie to było pełne ironii, groteski

„Znów do rodzinnych wrócę strzech,
Cudzą radością się ucieszę,
W zielony pod oknami zmierzch,
Na swym rękawie się powieszę…”

wielkiej liryczności i optymizmu, bajkowo-prawdziwych historii często zaczerpniętych z życia towarzyszy picia piwa.

„pakuję sobie te historie do głowy jedną po drugiej; aż powstanie z nich taki mieniący się kolorami żyrandol. Kiedy już nie mogę wytrzymać, kiedy zaczynam się bać, że mi głowa pęknie, muszę usiąść przy maszynie do pisania”

Pisał i leczył się z melancholii, kreśląc na kartkach i wystukując na maszynie lekkie surrealistyczne obrazy dotknięte tęsknotą i ledwo wyczuwalnym bólem istnienia.

„osiągnąłem pustkę i wszystko sprawia mi ból, ból sprawia mi nawet droga do autobusu, boli mnie nawet cały ten autobus, z poczuciem winy spuszczam wzrok, boję się spojrzeć ludziom w oczy, czasami krzyżuję dłonie i nastawiam przeguby, wyciągam ręce, aby mnie ludzie aresztowali i zaprowadzili do policjantów, bo mam poczucie winy nawet z powodu tej mojej niegłośnej samotności, bo sprawiają mi ból nie tylko te schody ruchome, które porywają mnie w dół, do piekła, sprawiają mi ból nawet spojrzenia ludzi idących w górę, każdy ma dokąd iść, podczas gdy ja osiągnąłem szczyt pustki i nie wiem, dokąd miałbym pójść.”

Być może w taki też sposób dotarł do wiedzy na temat samotności.

„Taki wyobcowany i wyodrębniony wracam również z roboty, cicho i pogrążony w głębokiej medytacji wędruję ulicami, mijam tramwaje i samochody, i przechodniów, w obłoku książek, które dzisiaj znalazłem i niosę w teczce do domu, tak oto zatopiony w marzeniach, przechodzę na zielonym świetle, nawet o tym nie wiedząc, nie wpadam na słupy latarń ani na ludzi, tylko idę i cuchnę piwem i brudem, lecz uśmiecham się, bo w teczce niosę książki, po których się spodziewam, że wieczorem dowiem się z nich o samym sobie czegoś, czego jeszcze nie wiem. „

Hrabal – „Zbyt głośna samotność”

Życie Hrabala trwało 83 lata i zakończyło się – jak na człowieka uwielbiającego ironię przystało – ironicznie, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę słowa pisane w jednej z książek:

„Tyle razy chciałem wyskoczyć z okna na piątym piętrze, gdzie mieszkam, nie z tego powodu, ale dlatego, że tak długo patrzyłem, jak umiera moja Pipsi, moja żona, do której Perła tak była podobna, ale kiedy przeczytałem gdzieś, że Kafka chciał wyskoczyć z piątego piętra, tam gdzie mieszkał, Maison Oppelt, sprzedaż win, firma, która składowała pod Rynkiem Staromiejskim około siedmiuset tysięcy butelek znakomitych win, kiedy przeczytałem, że Malte-Laurids Brigge mieszkał w Paryżu także na piątym piętrze, kiedy się o tych piątych piętrach dowiedziałem, odłożyłem ten swój skok z okna.”

Hrabal – „Zaczarowany flet”

3 lutego 1997 roku pracownicy praskiego szpitala zobaczyli leżące pod budynkiem ciało swojego nieżyjącego już pacjenta. Podobno karmił z okna piątego piętra gołębie – tym razem nie koty.

„Z archiwum wysokości”

Magdalena Buraczewska

mój Bogumile przy obcych Franciszku Kilianie świat nadal jest
chociaż nie widzisz jak widziałeś przedtem. na paryskiej. na grobli
i tu skąd piszę w międzyczasie. ja – wrastający paznokieć. w ciebie
patrzącego za długo jak odchodzę niespecjalnie.

gubiłeś ulice bo w praskich domach nie można mieszkać jakby się chciało
bo mieszkanie to same piąte piętra i schody co ciągną w dół. niechciane
do obłędu. piękniało przy tobie każde miejsce libacji i naturalnych zmarszczek
od uśmiechu. a ty z nimi. ale tylko w słowach najbardziej oszukanych
mogło być pięknie. więc

dopełniałeś umyślnie chwile wszystkimi zmyśleniami. że nie masz prawa do siebie.
swoich oczu jak słońce do plam i na futrynie piszą się długi.
na kartkach twoje samotności

o mnie nie wspomniano tam ani razu tak jakbym była od zawsze.
dziś myślę że to twoja wina kiedy wracałeś z bolących autobusów
bo przecież nie dla mnie. nie dla eliszkowych włosów.

tak bardzo chciałam byś cierpiał z miłości. do mnie samej jednej
ale pustki nie dawały. nie dawały nam myśleć tylko o sobie. dział się
kraj. historie i może inni nie wiedzieli o naszych istnieniach ale ty tak
miałeś być sam. bez śmietniska na obrzeżach. ścieków i fermentów

z piątego piętra tak pięknie widać jak jedzą gołębie
a koty wciąż schodzą się do domów wszystkimi lukami. przerwami w murach.
nie wiem kto będzie je karmił samobójco przy obcych Bogumile Hrabalu

Chcesz bliżej zapoznać się z twórczością i życiem pisarza? Odwiedź hrabal.topworld.org