Malarz amerykańskich marzeń
Wchodzę dziś sobie na stronę startową google i co widzę? Ilustrację przedstawiającą dwójkę obejmujących się dzieci siedzących na krześle, a obok nich pies. Zaintrygowana takim widokiem i z rodzącym się w głowie pytaniem „dlaczego google dziś to pokazuje?” bez chwili wahania kliknęłam w ilustrację. Okazuje się, że jej twórcą jest Norman Rockwell – amerykański malarz i ilustrator i gdyby żył, to właśnie dziś (3 lutego) obchodziłby swoje urodziny. Czy jest aż tak ważny dla Ameryki?
Mało kto doceniał kiedyś prace Rockwell’a, a historia sztuki miała na zawsze zamknąć przed nimi swoje karty. Nie wieszano ich w muzeach i pogardzano nimi, bo ich twórca, jak mówiono, był tylko zwykłym odtwórczym ilustratorem.Do tego z wielkim sentymentalizmem sięgał w przeszłość, a Ameryka chciała iść z postępem, odcinając się od tego, co było. Możegdyby owym krytykom przyszło żyć w dzisiejszych czasach doznaliby lekkiego szoku, bo Norman Rockwell stał się modny, a sam Steven Spielberg powiedział o nim: Rockwell lepiej niż ktokolwiek inny potrafił malować amerykańskie marzenia. Dziś już nie zwykły ilustrator, a artysta, który miał swój wielki wkład w amerykańską sztukę; człowiek, którego grafiki stały się ikoną Ameryki (cykl obrazów pt. Cztery wolności – Wolność słowa, Wolność wyznania, Wolność od niedostatku, Wolność od lęku) i po dziś dzień głoszą o niej ponadczasowe prawdy.
Pasja malowania i rysowania towarzyszyła Rockwell’owi już od najmłodszych lat, bo z uwagi na słabe zdrowie niedane mu były inne dziecięce zabawy i rozrywki. Jako 14-latek rozpoczął naukę w Chase School of Fine and Applied Art, a w wieku 16 lat wstąpił w poczet uczniów Art Students League of New York. Wtedy też dostał pierwsze zamówienie na wykonanie świątecznych kartek. I wszystko się zaczęło.
Gdy patrzę na jego ilustracje natychmiast wędruję pamięcią do szkolnych lat i do naszych polskich elementarzy (np. elementarz Falskiego z ilustracjami Janusza Grabińskiego) z Alą i kotem. Można odnaleźć pewne podobieństwo. Specyficzna kolorystyka, „lukrowatość”, czysty naturalizm i całe historie opowiedziane w jednym rysunku. Podobno Norman Rockwell był wielkim gawędziarzem i doskonałym obserwatorem, więc jego barwnych opowieści nie mogło zabraknąć także na ilustracjach. Często krytykowano go za to, że każdy rysunek, który tworzy musi idealizować rzeczywistość, jest przesłodzony i nieprawdziwy. Tymczasem na jego ilustracjach nie brakuje biedy, brzydoty i „brudu”.
Jego bohaterowie to listonosze, sprzedawcy napojów, sklepikarze, nauczyciele, matki, adwokaci, lekarze – biała klasa średnia.
Charles Rosen i Henri Zerner
Rockwell niszczy gust Amerykanów
Wright Morris
Naturalizm, który w pracach Rockwell’a uznawany jest za ogromną zaletę ma swoje podstawy w fotografiach. Zanim artysta przystępował do szkiców robił najpierw zdjęcia modelom (potrzebował ich aż 100, aby wykonać jedną grafikę), a potem na ich podstawie tworzył ilustracje. Dbał o każdy szczegół. Zwracał uwagę na najmniejsze detale. Tak było w przypadku projektowania okładek dla Post.
Malował zwykłych prostych ludzi, obserwował ich w najdrobniejszych czynnościach. Zdawało się, że rozumie ich, jak mało ktoi chociaż doskonale znał ciemną stronę człowieka starał się pokazywać tylko to, co w nim dobre i sympatyczne.
Maluję życie tak, jak chciałbym je widzieć. Rzeczy zwyczajne nie męczą nigdy. To tylko my sami popadamy w zmęczenie, kiedy przestajemy się nimi interesować lub je doceniać.
ależ ten artysta obrazuje !!! z jakimszto poczuciem humoru i widzę, że troszkę postacie są skarykaturyzowane. Autentyzm z tego bije i można sobie prawie wyobrazić ten klimat.