Nieznane przygody Mikołajka

Jak myślicie, czy jest na świecie ktoś, kto nie zna Mikołajka i jego przezabawnych życiowych perypetii? Kto w dzieciństwie nie słyszał choć jednej  śmiesznej opowieści o wesołej gromadce chłopców – Gotfrydzie, Ananiaszu, Euzebiuszu? Być może i jest, a może nawet na pewno jest, ale z pewnością ci, którzy czytali choć jedną z serii książek o Mikołajku, wiedzą, czego można się spodziewać po tym małym psotnym chłopcu i jego nadzwyczaj pomysłowych kolegach. “Nieznane przygody Mikołajka”, które całkiem niedawno (na pięćdziesiąte urodziny swojego bohatera) ukazały się nakładem wydawnictwa Znak stanowią właśnie taki wyborny zestaw dobrego humoru Rene Goscinny’ego.

Opowiadania, które znalazły się w książce nie były dotąd nigdzie publikowane (brawo dla córki autora, której udało się “poszperać” w tekstach taty), a ilustracje do nich przygotował, nie kto inny, jak sam Jean-Jacques Sempe. Tekstów, co prawda nie ma w książce za wiele, bo gdyby pozbyć się ilustracji całość stanowiłaby cieniutką książeczkę, ale nie ma co narzekać, bo dobrym słowem trzeba się delektować. A poza tym mamy pięknie wydaną książkę – dobrej jakości papier, aksamitna zakładka, twarda okładka i akwarelowe ilustracje.

Przygody Mikołajka, jak zwykle rozbawiają do łez, a do tego wyśmienity i ironiczny język autora – wciąż i po latach czyta się tak samo lekko. Nie mogę wyjść z podziwu z jakim humorem i w jak niezwykle prosty i realistyczny sposób Rene Goscinny potrafił pokazać relacje między dorosłymi i dziećmi, tak by sytuacje, w których znalazł się Mikołajek były śmieszne dla wszystkich – bez wyjątku.

No i się pobiliśmy. Tata, mama i ciocia Matylda przyszli nas rozdzielać, a potem się ze sobą pokłócili. Klarysa się popłakała, wszyscy stali i krzyczeli, nawet pozostali goście i szef sali.

Kiedy wróciliśmy do domu, rodzice nie wyglądali na zadowolonych.

Rozumiem ich! Smutno jest myśleć, że na następny obiad rodzinny trzeba czekać cały rok…

Radzę, więc od razu przygotować się na śmiech i dobrą zabawę, bo Mikołajek tym razem zabierze nas, m.in. na oglądanie telewizji u Kleofasa, pokaże nam prezent od mamy – sweterek w żółte kaczuszki, jak wygrać auto w konkursie i założy z nami cyrk. Na pewno nie będziemy się nudzić przy tej wielce optymistycznej lekturze. No bo co w końcu, kurczę blade!

Tata mu przerwał, mówiąc, że tak nie jest dobrze, że on myśli… Ale ciocia Donata nie dała mu dokończyć. Powiedziała, że tak nie można, że nieczęsto się widujemy i żeby postarał się być uprzejmiejszy. Marlena się roześmiała, ale tacie nie było do śmiechu: powiedział stryjkowi Eugeniuszowi, że zawsze musi zwracać na siebie uwagę. Bunia powiedziała, że ładnie się zaczyna, a jeden z kelnerów, który wyglądał na ważniejszego od innych, podszedł do niej i zauważył, że robi się późno. Bunia powiedziała, że szef sali ma rację i żeby wszyscy siadali jak popadnie. I wszyscy usiedli: kuzynka Marlena koło stryjka Eugeniusza, a ciocia Donata koło taty.