Nie oceniam zdjęć znajomych
Z fotografikiem Krzysztofem Dolinnym rozmawia Magdalena Buraczewska-Świątek.
– Witam… no właśnie Pana Krzysztofa fotografika, czy fotografa?
– Witam panią i witam czytelników, a tak w ogóle przejdźmy na bardziej nieoficjalny ton – po prostu Krzysiek.
Pytanie fotograf czy fotografik? To trochę filozoficzne, poza merytorycznym podejściem – fotograf czyli rzemieślnik, fotografik czyli artysta – ale o ile pierwsze bez drugiego ma się bardzo dobrze, o tyle bycie artystą bez posiadania dobrego rzemiosła jest praktycznie niemożliwe – aby realizować projekty potrzebny jest warsztat – po prostu trzeba wiedzieć jak to zrobić. Ja siebie uważam trochę za artystę, trochę rzemieślnika, a przede wszystkim człowieka lubiącego piękno – nawet tam, gdzie je trudno dostrzec.
– Zatem Krzysiek, pamiętasz swoją pierwszą fotografię? Kiedy została zrobiona?
– Jest to trudne pytanie, pierwsze zdjęcia robiłem mając 9 lat, więc ćwierć wieku temu. Mogę opowiedzieć o zdjęciu, które pamiętam, które sprawiło, że zapamiętałem je do tej pory. Nie było to nic nadzwyczajnego. Zdjęcia robiłem wtedy Fedem – rosyjskim aparatem. Fotografia przedstawia parę idącą na bal. Elegancki garnitur, elegancka suknia i… bambosze na nogach. To moi rodzice szykujący się na bal sylwestrowy – wiele lat temu, tuż przed wyjściem z domu. Do tej pory chce mi się śmiać z tych kapci.
– Co sprawiło, że zająłeś się fotografią zawodowo?
– Powód bardzo banalny – lubię, aby to co robię było dobre, aby oddawać się pracy całym sobą, a jest to możliwe tylko wtedy, gdy robi się coś, co pasjonuje. Fotografia pociągała mnie od zawsze, w końcu doczekała się realizacji zawodowej.
– Czy czujesz się profesjonalistą?
– Przewrotnie odpowiem i tak i nie. Czasem brak mi zawodowego chłodu, podchodzę zbyt emocjonalnie do tego, co robię. Nie potrafię z zawodowym dystansem powiedzieć „to tylko praca”, pomimo że od dobrych paru lat wykonuję zdjęcia na zlecenia, za każdym razem podchodzę do tego z emocją – jak zostaną odebrane, czy przypadną do gustu odbiorcy, czy po prostu się spodobają i za każdym razem cieszę się – prawie jak dziecko – gdy ktoś powie, że podoba mu się to, co robię, że jest zadowolony, że przerosło to jego oczekiwania. To taki trochę powtarzający się schemat, jak będzie odebrane? I ulga, że przyjęte zostało dobrze.
– Czy dostrzegasz u siebie tzw. „zboczenie zawodowe”?
– Niestety tak, ale staram się pilnować. Ale pewnie jak każdy lekarz jest pytany przy każdej sposobności – co to może być, tak często mnie pytają co myślę o zdjęciach – w oczekiwaniu pochwał, dlatego nie oceniam zdjęć znajomych.
– Jakiego rodzaju zdjęcia najchętniej wykonujesz?
– Szeroko pojęta fotografia ludzi. Lubię fotografować dzieci – jest to bardzo wdzięczna dziedzina fotografii – radosna, pozostawiająca wieczne pamiątki.
Lubię portret – staram się uchwycić w nim osobowość osoby fotografowanej. Lubię także zdjęcia modowe i reklamowe – staram się włożyć w nie odrobinę duszy, emocji, które podkreślają to, co jest do przedstawienia na fotografii – dziedzina która pozwala mi wyżyć się „artystycznie”.
– Co stanowi największą trudność, kiedy fotografuje się ludzi, czy to przypadkowych, czy modeli?
– Oddanie ich emocji i ich prawdziwych osobowości – lub gdy mówimy o modelach – emocji, które mają zagrać.
– Czy studia socjologiczne pomagają Ci w rozumieniu ludzkich emocji, a tym samym w fotografowaniu?
– Dzięki wiedzy zdobytej na studiach jest mi łatwiej dotrzeć do osoby, pokazać ją tak, aby była czytelna w danej emocji dla większości odbiorców.
– Jaką emocję najtrudniej jest, Twoim zdaniem, oddać na zdjęciu?
– Wszystkie te, które są delikatne w przekazie. Radość jest wyraźna emocją – euforia jeszcze bardziej, ale zadowolenie to stan „miękkiej” emocji, którą trudno pokazać, szczęście – potocznie mówi się „płacze ze szczęścia” ale na zdjęciu szczęście wygląda inaczej. Trudne do przekazania są wszystkie delikatne stany zadowolenia, oburzenia (nie wściekłość), zauroczenia (nie pożądania), itp.
– Fotografujesz na zamówienie – sesje ślubne, reklamy – czy nie uważasz, że komercja nie służy sztuce i zabija pomysły?
– Znów przewrotnie odpowiem i tak i nie. Tak, bo czasem są zlecenia, które są narzucone od a do zet, nie, bo jednak w 80% zdjęć fotograf i zespół tworzący mają główny udział w kształcie produktu – zdjęcia końcowego i tutaj zależy to od tego, na ile potrafi się przekonać do swojego punktu widzenia.
– A propos pomysłów – skąd się biorą i czy zawsze podlegają realizacji, czy też zdarza się tak, że pojawia się pomysł, za nim kolejny i ostatecznie żaden z nich nie zostaje wykorzystany? Czy towarzyszy temu żal?
– Każdy pomysł to jak zasiane ziarenko – troszkę parafrazując biblię niektóre obumierają bez plonu, inne przynoszą plon 20 krotny. Są pomysły, które czekają na realizację wiele lat. Są takie, które rodzą się i są realizowane od ręki w trakcie pracy. Osobiście uważam, że wszystko ma swój czas, więc pomysł też czasem musi dojrzeć, a te niezrealizowane do tej pory powrócą do realizacji w momencie, gdy będę mógł je oddać najlepiej jak potrafię.
– Gdyby jakiś początkujący pasjonat fotografiki zapytał Cię o podstawowe zasady robienia zdjęć (które bardzo widocznie wpływają na fotografię), to jakie byś wymienił?
– Zawsze to powtarzam moim uczniom, porównując to do kuchni francuskiej, są tam trzy niezbędne składniki, aby potrawa była smaczna…po pierwsze masło, po drugie masło i po trzecie masło. Podobnie w fotografii – po pierwsze światło, po drugie światło i po trzecie światło.
– Kogo z ludzi (tych znanych lub mniej znanych) chciałbyś sfotografować?
– Nie mam takich marzeń – podejrzewam, że gdyby ktoś taki istniał to byłby już na moich zdjęciach.
– A jakie są Twoje marzenia jeśli chodzi ogólnie o fotografowanie?
– Marzenia po rozbiciu na kawałki to inaczej plany. Staram się je realizować punkt po punkcie, jestem na etapie marzeń i planów, bo jedne bez drugich nie prowadzą donikąd. Sesja dla jednej z liczących się firm produkujących „marzenia” i odzież – to moje plany.
– W takim razie w imieniu swoim i czytelników życzę sprawnej realizacji marzeń. Dziękuję.
– Dziękuję bardzo serdecznie za rozmowę. Pozdrawiam.