Schizofrenia Michała Lorenca

Zastanawialiście się kiedykolwiek, czym byłyby filmy i jak byłyby odbierane, gdyby nie muzyka do nich skomponowana? Jedną wielką ciszą; może mniej mówiące, szepczące, bo muzyka jest świetnym uzupełnieniem historii przedstawionych w filmach, dopowiada, co trzeba, pobudza wyobraźnię, buduje nastrój, wprowadza w klimat i niesie ze sobą setkę emocji – oczywiście tylko dobra muzyka filmowa. Czasem aż trudno stwierdzić, czy  to jeszcze film nas prowadzi, czy już może muzyka zaprowadza swoje rządy wyznaczając scenariusz filmowy. Kiedy to piszę, słucham melodii skomponowanych przez wielkiego i oryginalnego polskiego kompozytora Michała Lorenca.

Słucham i myślę sobie, że to prawdziwy artysta, bo tylko artysta może przenosić się do nierealnych światów i pokładów  swojej niekończącej się wyobraźni, by wydobyć z nich to, co najpiękniejsze, by mogło zabrzmieć piękno muzyki.

Pisanie muzyki to rodzaj schizofrenii – wchodzenie w rzeczywistość, której nie ma, kreowanie jej. (…) Ja nigdy żadnej muzyki nie wymyśliłem, tylko ona przyszła do mnie.

Michał Lorenc

Michał Lorenc urodził się 5 października 1955 roku w Warszawie. Jako osiemnastolatek wstąpił na cztery lata do zespołu „Wolna Grupa Bukowina”. Przez trzy lata występował wraz z Jackiem Kleyffem i Michałem Tarkowskim w „Teatrze Paranoicznym”, a swoją przygodę z filmem rozpoczął, jako klapser. Pierwszą muzykę skomponował w 1979 roku do filmu „Przyjaciele” Andrzeja Kostenki. Dziesięć lat później o muzykę jego autorstwa upomniał się film Macieja Dejczera „300 mil do nieba”. Otrzymał za nią nominację do statuetki Felixa – Europejskiej Nagrody Filmowej oraz Nagrodę im. Stanisława Wyspiańskiego, przyznawaną przez Premiera RP. Potem było już z górki – wiele prestiżowych i światowych nagród (m.in. nominacja do Oscara – niektórzy twierdzą, że Oscar nie dorósł jeszcze do muzyki Lorenc), mnóstwo przepięknych kompozycji muzyki filmowej i serialowej. Do tej pory skomponował muzykę do ponad 170 filmów, seriali telewizyjnych, spektakli teatralnych.

Każdy, kto miał okazję słyszeć dzieła Lorenca (może czasem będąc pozbawionym wiedzy, że powstały w głowie polskiego kompozytora) z pewnością zgodzi się, że są one pełne szczerości – bez wymuszonych i niepotrzebnych dźwięków. Do tego charakteryzują się ogromną siłą przekazu i głębią, która można odkryć dopiero po kilkukrotnym wysłuchaniu danego utworu. Jest w jego melodiach jakaś niepowtarzalna moc, która potrafi dotknąć słuchacza swoim smutkiem, tęsknotą, żalem, lękiem, czasem z kolei wielką nadzieją i radością. Wystarczy posłuchać, by przenieść się do baśniowych scenerii, magicznych krain i opowieści, poczuć zapach chłodnej rosy i usłyszeć, jak na źdźbłu trawy siada motyl…

Michał Lorenc bardzo upodobał sobie styl łączący muzykę symfoniczną z etnicznymi brzmieniami – na uwagę z pewnością zasługuje muzyka do filmu „Bandyta” i motyw „Taniec Eleny” – pięknie rozwijający się temat – noc, zapach tajemnicy, ogromne ognisko na samotnej polanie i szalony dziki taniec do utraty tchu, całkowitego zapomnienia…i to echo niosące się po lesie.

Gorąca zachęcam do odwiedzenia strony http://www.michallorenc.com