Lektor – ciężar Holocaustu
Czy książka jest w stanie rozliczyć ludzi z historią – z najbardziej brutalną historią? Liczne przykłady literatury polskiej i światowej pokazują, że tak i taką też funkcję dla narodu niemieckiego spełnić miał „Lektor”, który ukazał się w Niemczech w 1995 roku i wyszedł spod pióra profesora prawa i zdolnego powieściopisarza – Bernharda Schlinka. Polscy czytelnicy moc „Lektora” poznać mogą dopiero teraz, kiedy wydawnictwo Muza zdecydowało się wydać tę niałatwą i poruszającą powieść.
Rozpoczęłam lekturę „Lektora” od niecierpliwego oczekiwania na „zaskoczenie”, a to za sprawą tekstu umieszczonego na okładce książki: Mija kilka lat. Michael, już student prawa, spotyka Hannę na sali sądowej. W trakcie procesu poznaje mroczną przeszłość swojej ukochanej. Być może dlatego początek tak bardzo mi się dłużył i momentami „walczyłam” ze samą sobą, żeby nie „zgrzeszyć” przeciw literaturze i nie pominąć kilku stron. Bernhard Schlink pisze w dość specyficzny sposób, ale i temat, którego się podjął jest specyficzny – powściągliwie, bez zbędnych emocji, surowo, spokojnie i bez korzystania z narratorskiego przywileju oceniania i osądzania, a w którym miejscu potrzebny osąd?
Głównego bohatera Michaela Berga poznajemy jako 15-letniego chłopaka dręczonego objawami żółtaczki. W chorobie „pomaga” mu przypadkowo poznana atrakcyjna i dojrzała (35-letnia) kobieta – Hanna Schmitz, która odkrywa przed nim tajniki fizycznej miłości, pokazuje czym jest intymne złączenie, uniesienia, a ich potajemne spotkania przybierają postać rytuału – wspólna kąpiel i czytanie książek (lektorem zostaje Michael). Chłopak zafascynowany kobiecym ciałem bardzo głęboko angażuje się w znajomość z Hanną – tramwajową konduktorką, choć tak niewiele o niej wie i czasem dręczy go jej oziębłość i oschłość. Najważniejszej prawdy, mającej związek z prośbą, by Michael czytał jej książki, dowiaduje się dużo później, kiedy kochanka znika bez śladu, a sam staje się poważnym studentem prawa.
Wątek miłosny zostaje wyparty na drugi plan przez obozową przeszłość esesmanki Hanny Schmitz, która niegdyś posyłała kobiety na śmierć, a dziś staje na ławie oskarżonych o ludobójstwo przed swoim dawnym kochankiem. Niezwykle ciężka konfrontacja, biorąc pod uwagę kłębek uczuć – żalu, resztek miłości, bliskości, nienawiści, zdrady, niedowierzania – jak kobieta, która płakała przy słuchaniu opowieści o ludzkich tragediach mogła dopuścić się zbrodni, jak ja mogłem ją pokochać.
Czy istnieje pokuta? Sprawiedliwy osąd? Zrozumienie? Jak długo można żyć z poczuciem winy? Odpowiedzi na te i inne pytania ukryte są subtelnie w „Lektorze”.
Najbardziej zaskakujące jest dla mnie to, że Hannę można polubić – nie wiem, jak zrobił to Bernhard Schlink, ale Hanna wydaje się sympatyczna, (gdy patrzy się na nią oczami głównego bohatera) mimo swojej tragicznej przeszłości, mimo wiedzy, którą czytelnik posiada po przeczytaniu książki.
Ja ją nie tylko kochałem. Ja ją wybrałem. Próbowałem sobie wytłumaczyć, że wybierając Hannę, nie wiedziałem nic o tym, co zrobiła. Próbowałem to w siebie wmówić i wrócić do stanu niewinności…
Na marginesie:
„Lektor” został zaadaptowany przez Stephena Daldry’ego na potrzeby filmu. Film o tym samym tytule miał swoją premierę 13 marca 2009 roku w polskich kinach. W głównych rolach, nagrodzona Oscarem i Złotym Globem, Kate Winslet oraz Ralph Fiennes.