Hakawati. Mistrz opowieści.

Jakbyście zareagowali na tego typu słowa: Słuchaj. Będę teraz twoim bogiem. Pozwól, że zabiorę cię w podróż poza kres twej wyobraźni. Pozwól, że opowiem ci historię. Ja na to poszłam, zwłaszcza, że ciekawe historie i zgłębianie nieznanych kultur (jako Europejski czytelnik) uwielbiam.  Zamknęłam oczy i pozwoliłam, by Rabih Alameddine stał się bogiem bohaterów, który tworzy i niszczy, by prowadził mnie krętymi ścieżkami porządnych słów, uwodził  tajemniczymi opowieściami i mistrzostwem mowy, bo w końcu każdy ma swoją opowieść, każda opowieść ma swojego mistrza.

Podobno Arabowie traktują mowę, jak tworzenie historii, a ich hakawati (zgodnie z tradycją libańską) to mistrz opowieści, mitów, baśni i legend. Tylko ten hakawati, który potrafi zaczarować słuchaczy i przenieść ich w dalekie zakątki świata może zasłużyć na to miano. Co więc powiedzieć o informatyku i głównym bohaterze Osama al-Charrat? Poznajemy go w szpitalu. Przybył do Bejrutu z Los Angeles, by odwiedzić swojego ciężko chorego ojca. Tu też, w tym dalekim od magii miejscu, rozpoczyna się pełna wspomnień podróż do przeszłości, przenikająca ścieżki życia wielu pokoleń rodu al-Charrat, podróż po zakątkach pamięci o nieżyjącym już dziadku Izmaelu.

W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, o czym tak naprawdę jest ta opowieść (z jednej strony mamy niezwykle realistyczny świat, a z nim Osamę; z drugiej fantastykę z piękną niewolnicą Fatimą i dżinem; tak naprawdę wątków opowieści jest znacznie więcej, niczym w baśniach z tysiąca i jednej nocy), czy przypadkiem losy rodziny al Charat nie są tu tylko pretekstem, by pokazać kunszt słowa. Opowieść o opowieści? Nawet jeśli, to mogłabym ich słuchać w nieskończoność.

Rzadko kiedy miewam okazję podczas zwykłego-niezwykłego czytania książek poczuć klimat opowieści. Nie każdy autor potrafi, bowiem w tak piękny sposób pomóc wyobraźni, by czytelnik mógł poczuć zapach jaśminu, kardamonu, usłyszeć głosy muezinów i makam. Rabih Alameddine posiadł tę umiejętność. Wszystko widziałam i słyszałam. Byłam w Libanie i śniły mi się libańskie sny o poranku. Dacie wiarę?