Chciałam być „wielką artystką”

Z Agatą Dębicką – grafikiem, ilustratorką i projektantką rozmawia Magdalena Buraczewska-Świątek.

– Witam… może zamiast Panią, to Ciebie?

– Jak najbardziej. Witam Cię również.

– Tworzysz grafiki, ilustracje, identyfikacje wizualne dla firm, materiały promocyjne – „im głębiej w las”, tym bardziej komercyjnie… rozpatrujesz w ogóle swoją twórczość w kategoriach sztuki i artyzmu?

– Mam problem z określaniem czegokolwiek słowem „sztuka” – czy to mając na myśli swoje dokonania, czy dokonania innych. Sama siebie określam mianem projektanta i ilustratora – a jeśli sztuka – to tylko „użytkowa” (w przypadku np. promocyjnych, o których wspomniałaś), albo „popularna” (tutaj mam na myśli moją twórczość „blokową” – „parakomiksową”).

– Dlaczego piksele? Nie mogłabyś po prostu malować zwykłych obrazów?

– Nigdy nie miałam cierpliwości do babrania się w farbach;) Może było we mnie trochę strachu, że stojąc przed płótnem nie możesz cofnąć raz wykonanego ruchu – to co kocham w sztuce „zdigitalizowanej” to możliwość kliknięcia „cofnij” w każdej chwili. Dodatkowo – komputer to nie tylko narzędzie do tworzenia – ale zawdzięczasz niewyczerpane źródło inspiracji (Internet), i wreszcie – świetna przestrzeń wystawiennicza, w której w ciągu kilkunastu sekund możesz zaprezentować swoje dzieło tysiącom widzów, a co lepsze – od razu możesz zobaczyć reakcję, komentarze i krytykę, co w moim przypadku jest najlepszym motorem napędowym dalszych działań twórczych.

– Co zawdzięczasz Akademii Sztuk Pięknych?

– Przede wszystkim tzw „myślenie projektowe”. Ukończyłam Wydział Wzornictwa Przemysłowego, gdzie, co prawda specjalizowałam się w komunikacji wizualnej, ale nie udało mi się też uciec przed zetknięciem się z takimi zagadnieniami jak „metodyka projektowania”, czy „procesy projektowe”. Studia wykształciły we mnie mechanizmy, które uaktywniają się nie tylko w moich działaniach twórczych, ale w codziennym życiu. Oczywiście, w ciągu pięciu lat na akademii udoskonaliłam też warsztat – ale myślę, że to co robię teraz, i to co naprawdę kocham urodziło się z tego, co robiłam poza uczelnią, uciekając od projektowania krzeseł i zmagania się z geometrią wykreślną.

– A właśnie, co jest zazwyczaj pierwsze – słowo (do komiksowych pikseli), czy obraz?

– „Na początku było słowo”;) Tak jest w przypadku pikseli – tekst pojawia się z znienacka, podczas przypadkowej rozmowy, kiedy rozbawi mnie jakiś zlepek słów zasłyszany w telewizji, albo wyczytany w Internecie, kiedy zainspiruje mnie jakaś kwestia ogólnospołeczna – albo wręcz przeciwnie – problem bliskiej osoby.

– Jak zdążyłam się zorientować cenisz sobie (a może raczej bohaterowie Twoich prac) ironię i ciętą ripostę. W czym one Ci pomagają?

– Myślę, że ironia to najlepszy sposób radzenia sobie z naprawdę poważnymi problemami (albo takimi, które tylko poważne nam się wydają). Mnie osobiście takie podejście pomaga w złapaniu dystansu. Śmianie się z siebie w jakiś sposób usprawiedliwia błędy, których się wstydzimy. Z jednej z trony pozwala oswoić nasze przywary – z drugiej strony – w zawoalowany sposób zwraca uwagę na to co jest zbyt trudne do powiedzenia wprost. Poza tym jestem święcie przekonana, że sztuka sarkazmu to największa, że sztuk. Większa jest tylko sztuka zrozumienia tego sarkazmu.

– A pomysły na „dymki”, skąd się biorą?

– Tak jak powiedziałam – wpadają najczęściej przypadkowo. Najczęściej są to gry słów – które rzucają mi się w oczy (np. podczas wymiany maili albo rozmów na gadu gadu ze znajomymi), albo w uszy – podczas rozmów.

– Licząc na szczerą odpowiedź zapytam – czy Twoja twórczość to wyraz egoizmu (malujesz, bo lubisz), przejaw misji (ludzie powinni znać prawdę o świecie), czy wynika może z chęci niesienia radości innym?


– Żebym to ja wiedziała;) Będąc w podstawówce chciałam być „wielką artystką” (zaraz po tym jak zrezygnowałam z kariery weterynarza;)), ale sztuką zaczęłam się zajmować na serio pod koniec liceum – wtedy był to raczej wyraz buntu, wyrażenia siebie. Tak też było, kiedy zaczęła się moja przygoda z Internetem. Wyrzucałam z tego to co mnie dręczyło, bolało, opakowawszy to wcześniej w jakieś „kolorowe sreberko” – po to, żebym tylko ja wiedziała o co chodzi naprawde – ale, żeby była w tym jakaś wartośc dodana, atrakcyjna dla widza. A teraz? Szczerze mówiąc w pikselach jest coraz mniej mnie – raczej przetwarzam (to co usłyszę, zobaczę, co mnie zainteresuje), niż wytwarzam coś z głębi siebie. W związku z tym – muszę przyznać, że na chwilę obecną „pierwiastek społeczny” odgrywa tu dużą rolę. Czasem mam nawet wrażenie, że piksele odpowiadają na potrzeby społeczne. Nie bez przyczyny ponad rok temu zaistniały one na portalu facebook. Nie wyobrażam sobie lepszej platformy komunikacyjnej dla tego rodzaju twórczości. Odbiorcy reagują momentalnie – a z komentarzy które zamieszczają często czerpię inspirację do kolejnych prac.

– A gdyby nie piksele, co byś dziś robiła?

– Pracowałabym w wytwórni Walta Disney’a 😉 Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym robić coś innego niż robię. Piksele to oczywiście nie wszystko – zajmuję się również ilustracją, projektowaniem graficznym, okazjonalnie uda mi się zrobić jakiś teledysk – niemniej nie wyobrażam sobie, żebym mogła robić cokolwiek, co nie byłoby w jakikolwiek związane z „pozostawianiem po sobie śladu na papierze” – czy to w formie rysunku, czy tekstu.

Z Agnieszką Brzezińską – właścicielką wydawnictwa Dobra Literatura rozmawia Magdalena Buraczewska-Świątek.